Monday, September 22, 2008

Wedkarstwo

Maz od zawsze powtarzal, ze lubi wedkowac. Nie mial niestety zbyt wielu okazji, aby realizowac swa pasje: w Birmingham, Alabama, nie mial znajomych, z ktorymi laczyloby go to samo zainteresowanie. Odkad sie przeprowadzilismy sytuacja zmienila sie.
Pewnego letniego popoludnia przyszedl z pracy podekscytowany i zakrzyknal:
- Ide z K. na ryby!
No i poszedl.
Wrocil szczesliwy. Fakt, ze nic nie zlowil, wydawal sie byc zupelnie nieistotny.
Od tamtej pory w domu zaczely pojawiac sie roznego rodzaju splawiki, plastikowe zaby i weze, a w koncu nawet nowa wedka oraz film instruktazowy pt. "Jak zlowic wielkiego okonia".
- Przynies no jakas rybe na kolacje- poprosilam ktoregos dnia, widzac, ze maz wybiera sie nad jezioro.
Niestety i tym razem ryby okazaly sie byc sprytniejsze. Maz wrocil z jeziora z marsem na twarzy:
- Zezarly mi wszystkie przynety- powiedzial grobowym glosem.
Tego wieczoru, obejrzawszy kilkakrotnie swoj film, Maz ubral sie w milczeniu i pojechal do walmartu. Wrocil wyposazony w bron ciezkiego kalibru: przynete z wiatraczkiem.
Nastepnego dnia, o godzinie 5 nad ranem, przed pojsciem do pracy, Maz rozpoczal nierowna walke z okoniami. Tym razem uwienczona zostala sukcesem: dumny jak paw przyniosl 2 ryby, ktore wraz z moja mama (ktora przyjechala w odwiedziny) przygotowalysmy na obiad. Okazalo sie jednak, ze... Maz ich jadl nie bedzie, bo nie przepada. Lubi jednak je lowic. Dziwny zestaw.
Kilka razy w tygodniu Maz bierze sprzet i znika na cale popoludnie. Lapie i wypuszcza, potem wraca z wypiekami na twarzy. Wychwala przy tym, jaki to wspanialy sport, wedkowanie. Ktoregos dnia postanowilam przekonac sie o tym sama. Pojechalismy razem nad jezioro, ja, Maz i K..
Byla godzina 7 wieczorem, sciemnalo sie. Na twarzach mezczyzn malowalo sie podekscytowanie. Zarzucili wedki. I jeszcze raz. I jeszcze.
Na pobliskim drzewie przysiadl wielki ptak, zuraw pewnie. Schowawszy glowe pod skrzydlem zaczal drzemac. Zastanawialam sie, czy nie wziac z niego przykladu. Bylo juz prawie zupelnie ciemno. Panowie z poswieceniem godnym lepszej sprawy zarzucali wedki i wpatrywali sie w metna wode. Skonczyli po godzinie.
Mnie pogryzly komary i pajaki.
Moja przygoda z wedkowaniem zakonczyla sie szybko i definitywnie.

W sobote Maz i K. wstali o 5:30 nad ranem. O 6 pojechali nad jezioro.
Wrocili o 9 wieczorem.
Z wycieczki przywiezli nakrecony wlasnorecznie pasjonujacy film pt. "M. i K. lowia ryby".
Czy to jest normalne zachowanie?

No comments:

Post a Comment